czwartek, 7 kwietnia 2011

Piastowski Wrocław wita:)

Dobra, zaczynamy następny, wrocławski rozdział:)

Maja z Maćkiem i dziećmi wracają do domu. Chyba udało nam się znaleźć fajną opiekunkę do dzieci. Mamy więc nadzieję, że życie wejdzie znowu na bardziej normalne tory. Jonatan pójdzie do przedszkola, Lena z opiekunką zostaną w domu, a Maja będzie miała również osobę do pomocy w pracach domowych.
Pod koniec miesiąca Maja przejdzie kolejne badania i konsultacje (rozpoczną się one jeszcze przed świętami), aby zdecydować o możliwości zastosowania chemioterapii.
Od radioterapii musi upłynąć kilka tygodni, aby rozpocząć następny etap leczenia.

Wszyscy pewnie bardzo chcieliby zobaczyć Maje, przytulić ją i zapewnić o swojej chęci pomocy.
Chcemy wszyscy dać jej część naszej siły do walki i nadziei na zdrowienie.
Chcemy, aby wiedziała, że jeśli tylko jakiekolwiek wsparcie będzie potrzebne, to jesteśmy tuż obok.


Z drugiej strony zastanawiamy się często jakiego wsparcia potrzebuje chory. Rodzą nam się wątpliwości czy będziemy taktowni? Co zrobić aby w naszych oczach nie widać było rozpaczy?
Co zrobić, aby nasza obecność nie była trudna dla chorego i jak sobie radzić ze swoimi uczuciami, których też nie możemy ignorować. Przychodzą do nas trudne myśli. Niektórych się mocno wstydzimy i ganimy za nie.
Podzielę się refleksjami mądrych, doświadczonych ludzi w tym lekarzy psychoonkologów oraz swoimi przemyśleniami. Może komuś ułatwią ułożenie swojej strategii myślenia i działania.

Po pierwsze potrzeba bezpośredniego kontaktu musi wyjść od Mai. Jest to bardzo ważne, ponieważ trudno jest odmawiać takiego kontaktu wiedząc o bardzo dobrych intencjach przyjaciół i znajomych. Dajmy więc prawo Mai do takiego działania i decyzji.
Przed Mają jeszcze trudne chwile chemioterapii, wizyt u lekarzy itd.
Niech spełnia tylko swoje oczekiwania, a nie nasze. Ona wie, że jesteśmy blisko. Tuż obok. Na zawołanie.

Myślę, że dobrze jest również przemyśleć swoją postawę w stosunku do osoby chorej jaką chce się przyjąć. Chorzy, szczególnie ci chorujący na bardzo ciężkie choroby, wyczuwają pewną sztywność czy nerwowość i wraz z diagnozą nagle pojawiającą się rezerwę.
Pisze się w literaturze o tym, że wraz z diagnozą "nowotwór" chorzy uzyskują nową charakterystykę swojej osoby. Takie trudne znamię.
Bardzo boimy się nieuleczanych chorób i cierpienia. Często nie chcemy o tym myśleć w swoim kontekście.
Może ten  moment jest dobrym czasem, aby wyobrazić sobie siebie chorych i jak byśmy chcieli aby inni na nas patrzyli. Może jest to moment znalezienia w sobie takich trudnych uczuć i emocji, przed którymi na co dzień uciekamy.

Choruje nasze ciało, które jest bez wątpienia dla nas ważne, ale nie jest nami. 
Nieraz zadziwia nas jakiś staruszek, który mówi, że czuje się bardzo młody i to nie zmienia się mimo wieku. Jasne, przecież starzeje się nasze ciało, my jesteśmy ciągle tacy sami.

Trzecią rzeczą, wydaje mi się najważniejszą, jest działanie zgodnie ze swoją intuicją.
Co to znaczy?
Dla mnie to wyciszenie się i wsłuchanie się w daną chwilę, tak aby podążać, a nie próbować biec przed daną sytuacją.

Podążanie to znaczy przyjmowanie uczuć chorego i podejmowanie wszystkich tematów, które są ważne dla chorego w danej chwili. Nie ma sensu ich bagatelizowanie czy zaprzeczanie. Trudne kwestie nie znikną, a jedynie usuną się w cień i nie pozwolą nam zbliżyć się do siebie.
 Lepiej w tej sytuacji jest przyznać, że trudno sobie wyobrazić co przechodzi chory. Być może spytać się czy jest coś, co można zrobić w tej sytuacji, czy można jakoś ułatwić mu funkcjonowanie. Nie musimy wykonywać dodatkowych gestów, których wcześniej nie wykonywaliśmy, ale jeśli okażą się naturalne w danej sytuacji, to podążmy za nimi.
Możemy również przytulać ludzi w swoich myślach. Zachęcam do tego ogromnie.
Nie musimy się mocno starać.
Po prostu bądźmy z osobą chorą.

Podążanie to znaczy przyjmowanie wszystkich swoich uczuć z otwartością. Uświadomienie sobie, że jeśli przychodzą to znaczy, że są i nie mamy prawa ich odrzucać. Przyjmijmy je i zaakceptujmy, bo te uczucia są nami. Są prawdą, która nie może być nietaktowna czy okrutna.

Podążanie to również stawianie swoich granic choremu i bronienie ich za każdym razem kiedy stara sie je przekraczać.
Podążanie to bycie ze sobą i słuchanie swojego wewnętrznego przewodnika.

Podążanie to również dzielenie się swoim życiem: radością, smutkami. Nie powinniśmy odgradzać chorego od naszego życia myśląc, że przecież ma już wystarczająco dużo swoich problemów.
Życie trwa nadal. Dla wszystkich.

1 komentarz:

  1. Trudno wysilić się o jakiś mądry komentarz, chyba wszystko jest napisane. Jesteśmy blisko, bliziutko. Myślimy pozytywnie i służymy pomocą jeśli tylko zajdzie taka potrzeba - Maju wiedz o tym!

    OdpowiedzUsuń